Pomidor!
Pamiętacie jeszcze prawdziwe pomidory? Nie te bibuły, które teraz można wszędzie kupić - ze szczątkową ilością pestek, z wątpliwym kolorem w środku i prawie bez soku. Prawdziwe pomidory! Pomidory, które po ugryzieniu zalewają wam brodę sokiem i pestkami. Pomidory o intensywnym, świeżym, kwaskowym smaku, który wykręca gębę.
Pamiętacie?
Ja już pogodziłem się z myślą, że idealizuję pomidory z przeszłości. Że one zawsze były takie nijakie, a te wspomnienia to urojenia. Że mózg płata mi figle i idealizuje owoc.
Nic z tych rzeczy! Takie pomidory istnieją! Kilka tygodni temu dostałem prawdziwe, działkowe pomidory. Nie jakieś hodowane na wacie, pod lampami, hiszpańskie wyroby pomidoropodobne. Prawdziwe pomidory z przeszłości!
One istnieją! Skąd? To już słodka tajemnica wycieczek w niezbadane rejony byłych PGR‑ów, gdzie nie dotarły jeszcze tony nawozów i innych ulepszaczy produkcji. Gdzie nie produkuje się masowo, bo rośnie „na własny użytek”. Gdzie czasem trzeba wyjść ze szlauchem i podlać tam, gdzie sucho, a nie liczyć na automagiczny systemem nawadniający…
„Pomidor” do odgrzewany kotlet, który postanowiłem opublikować. Przyznam jednak, że przez te trzy lata albo moje kubki smakowe nie zostały wystarczająco pobudzane tego typu produktami lub, po prostu, pomidory w sezonie się poprawiły.